24.05.2014 12:36

Fejs nie pęknie, nie ma szans

Michał Pacuda uważa, że musi nadejść koniec Facebooka. Ale czy na pewno? Z teorią nie zgadza się Przemysław Śmit.


W 2012 roku Wojciech Orliński pisał o Facebooku w dość negatywny tonie przewidując, że prędzej czy później ten największy na świecie serwis społecznościowy będzie musiał zwolnić. Użytkownicy w końcu będą mieli dość nachalnych reklam i przestaną wybaczać zaniedbania związane z bezpieczeństwem swoich danych. Temat ostatnio na łamach SportMarketing.pl pociągnął Michał Pacuda.
 
Minęły 2 lata i co? Facebook jest tak samo mocny jak był, a być może jest jeszcze silniejszy. Bariera miliarda użytkowników została przebita już dawno temu i nic nie wskazuje na to, by miała spadać. 
 
Gdy Zuckenberg kupił Instagram za miliard dolarów wszyscy byli w szoku. Wielka jak na tamte czasy kwota, dziś wydaje się być garścią drobnych. Dlaczego? Otóż, w lutym 2014 roku, za 19 miliardów dolarów Facebook dodał do swojego portfolio jedną z najszybciej rosnących aplikacji – WhatsApp. Szaleństwo? Być może, ale z drugiej strony strategia akwizycji kolejnych serwisów i aplikacji daje efekty w postaci ciągłego rozwoju na wielu rynkach. Reklamowym, mobilnym, informacyjnym, społecznoścowym, marketingowym, wizerunkowym, politycznym, itd., itd. Można byłoby wymieniać bardzo długo. 
 
Jak przypomina Michał Pacuda, Orliński pisał o internetowej bańce spekulacyjnej. Być może taka bańka prędzej czy później pęknie, ale w przypadku Facebooka nie będzie to miało większego znaczenia. Owszem, firma wyceniana jest na wielokrotność swojego przychodu, ale… Zysk netto Facebooka w pierwszych trzech miesiącach tego roku sięgnął 642 milionów dolarów, w porównaniu do 219 milionów dolarów zysku w I kwartale roku 2013. Oznacza to wzrost o 193 procent! Nie pięć, nie dziesięć, a prawie 200 procent wzrostu. W takim tempie za kilka lat wycena na poziomie 100 miliardów dolarów będzie po prostu śmieszna. Dlaczego? Z prostego powodu. Facebook to nie tylko serwis społecznościowy. To nie tylko narzędzie komunikacyjne, o którym pisze Michał. To potężny i uniwersalny ekosystem, który dzięki dywersyfikacji przychodów będzie egzystował na rynku medialnym przez kolejne kilkanaście lat. 
 
Facebook dla marketingu jest tym czym od lat jest e-mail, wyszukiwarka Google’a, display i portale internetowe, oraz aplikacje mobilne i natywne. Od kilku lat nie ma czegoś takiego jak “moda na Facebooka”. Facebook jest częścią naszego życia. Chcąc czy nie chcąc, jeżeli nie chcemy być wykluczeni na rynku medialnym musimy być na Facebooku aktywni. Jeżeli nie jako użytkownik to jako firma, jeżeli nie jako firma to osoba prywatna, która musi kontaktować się z innymi za pośrednictwem facebookowego messengera. Jeżeli ktoś nie będzie korzystać z usług powiązanych z Facebookiem bezpośrednio, to będzie z nich korzystać pośrednio za pomocą aplikacji Moves, WhatsApp, Instagram i innych. Dodatkowo mając na uwadze takie funkcje i algorytmy jak Open Graph, przycisk “lubię to” i App Link Facebook, nie ma najmniejszej wątpliwości, że firma Marka Zuckenberga nie jest kolejnym gigantem na glinianych nogach. 
 
Michał wspomina w swoim tekście o ograniczonych zasięgach, niejasnych zmianach, zmuszaniu do wydawania pieniędzy. Hmm… Gdy pierwszy raz czytałem jego słowa przyszła mi do głowy pewna myśl. Jeżeli miałbym kawiarnie to nie chciałbym, by moi goście zajmowali stoliki za darmo.  Kawiarnie założyłem po to, by zarabiać pieniądze. Czy ktoś zmusza mnie do tego, by kupić kawę? Nie. Ale jeżeli jej nie kupie, nie będą częścią społeczeństwa, które tą kawę pije. 
 
Taką samą sytuację mamy na Facebooku. Mogę kupować reklamy i prowadzić działania marketingowe, ale wcale nie muszę tego robić. Mam mniejszy zasięg, przy większej liczbie fanów? Bzdura! Zasięg mam ten sam. Owszem, muszę zapłacić za zwiększenie zasięgu, ale nie ma nic za darmo. Nigdy i nigdzie. 
 
„Jeden z portali sportowych chwalił się wielkim zaangażowaniem Facebooka – zdjęcia, komentarze – interakcja pełną gębą. Nikt jednak nie potrafił odpowiedzieć na pytanie: po co to wszystko?”
 
Równie dobrze można sobie zadać pytanie. Po co prowadzić działania marketingowe i PR-owe? Przecież wystarczy dobry zespół handlowy, by osiągnąć odpowiednie wyniki sprzedaży. Otóż nie. Wszelkie działania promocyjne robimy po to, by osiągnąć oczekiwany efekt. Czy zamierzony efekt to będzie wizerunkowy, czy sprzedażowy zależy tylko od nas samych. Od tego w jaki sposób będziemy prowadzić swoje działania. Od tego czy obierzemy odpowiednią strategię i od tego, czy wystarczy nam cierpliwości, by tą strategię zrealizować. 
 
Przykład? Przeglądaliście ostatnio profil Play na Facebooku? Wątpię. Od dłuższego czasu nie dzieje się tam nic ciekawego. Nawet Marcin Gruszka, rzecznik prasowy Play stwierdził podczas jednego ze swoich wystąpień publicznych, że na profilu Playa wieję nudą. Czy to znaczy, że profil jest zły? Też nie. Dzięki wprowadzonej strategii i osiągnięciu odpowiedniej masy krytycznej profil zaczął sprzedawać. Z narzędzia marketingowego stał się narzędziem typowo sprzedażowym. 
 
Michał pyta w swoim tekście kiedy ten Facebook w końcu pęknie. Otóż Facebook jeszcze przez długi, długi czas nie pęknie. Nie ma ku temu żadnych podstaw i racjonalnych przesłanek. Nie ma czegoś takiego jak odwrót użytkowników z Facebooka, bo ja sam, mimo że nie spędzam na Facebooku tyle czasu co kiedyś, korzystam z niego na wiele różnych sposobów. Inwigilacja, reklamy, znużenie, obecność rodziców, lol content, te wszystkie wady największego ekosystemu społecznościowego nie są w stanie przysłonić jego zalet i racjonalnie prowadzonego biznesu. 
 
Owszem, historia zna przypadki, w których giganci upadali, ale wszystkie podane przez Michała przykłady są po prostu… bezpodstawne. Gadu Gadu było gigantem tylko na rynku polskim, bez rozwoju zagranicznego firma nie miała prawa przetrwać. Grono zostało zjedzone od wewnątrz. NK ciągle żyje i ma się całkiem dobrze, mimo biznesu prowadzonego w zupełnie inny sposób. MySpace popełnił tyle błędów i przeoczył tyle okazji na rozwój w trakcie swojej największej chwały, że jego przetrwanie graniczyło z cudem. 
 
Użytkownicy sieci lubią migrować z miejsca do miejsca, ale trzeba pamiętać, że prawdziwe internetowe sukcesy, którym na imię Google, Skype, Facebook, Allegro, YouTube, Gmail, Badu, QQ to nie kilkuletnia moda. Sam Facebook istnieje już od 10 lat. Inne wymienione marki mają porównywalny staż. Podstawy tych biznesów to nie krótkotrwałe mody w stylu Groupona, Kazaa czy Zyngi. To biznesu z krwi i kości z bardzo mocnymi fundamentami. 
 
Ktoś może powiedzieć, że Facebook może podzielić losy takich firm jak Nokia, Kodak, Sony, Atari, Commodore i wielu innych, które przez lata święciły triumfy, by w końcu upaść. W taki scenariusz również ciężko mi uwierzyć. Ilość projektów i porażek, które możemy zapisać na konto Marka Zuckenberga sprawia, że wiarę w upadek niebieskiego giganta możemy ograniczyć do minimum. Facebook sprawia wrażenie, jakby nigdy nie chciał, czy też po prostu nie mógł przegapić swojej szansy na rozwój. 
 
Zanim przyjdą czasy, gdy ludzie zaczną na Facebooku tracić nie będziemy już pamiętali o tym, że Facebook był częścią składową internetowej bańki spekulacyjnej. Przyjdzie czas, że Facebook się zestarzeje i albo umrze śmiercią naturalną, albo zmieni się na tyle, że pamięć o nim pozostanie wieczna. Ci, którzy na Facebooku będą mogli zyskać, na pewno zyskają. Ci, którzy “chwalą się niesamowitymi efektami pracy w social mediach” zostaną zesłani w krainę zapomnienia obok lekarzy, mechaników i nauczycieli, którzy minęli się z powołaniem. 
Udostępnij
Bartosz Burzyński

Bartosz Burzyński