Aktualności 1 sierpnia 2024

Polski kibic pobiegł ze zniczem olimpijskim. „Być częścią sztafety to spełnienie marzeń”

autor: Adrian Janiuk
Grupa VINCI, jako oficjalny partner Igrzysk Olimpijskich i Paraolimpijskich 2024 roku w Paryżu, wybrała spośród pracowników sześć osób, które dostąpiły zaszczytu pobiegnięcia z pochodnią olimpijską. Wśród nich znalazł się Hubert Sobaniec, regionalny kierownik ds. zakupów w Eurovia Polska S.A. W rozmowie ze Sportmarketing.pl, opowiedział o tym szczególnym wydarzeniu. – Tych emocji nie zapomnę do końca życia. To były wyjątkowe chwile, ale też huśtawka nastrojów. Chciałem dobrze wypaść, dumnie reprezentować moją firmę, czyli Eurovia Polska S.A. i grupę VINCI oraz… nie zgasić ognia. Nie chciałbym zostać pierwszym, który zgasi olimpijski ogień z Olimpu jeszcze przed Igrzyskami. Nie w ten sposób chciałbym się zapisać w annałach sportu i samych Igrzysk. Tremy nie było, ponieważ adrenalina zrobiła swoje, czyli pozwoliła się cieszyć podniosłą chwilą – powiedział.

Adrian Janiuk, Sportmarketing.pl: – Jak doszło do tego, że miał pan szansę pobiec ze zniczem olimpijskim? Kto umożliwił panu przeżycie tak wspaniałej przygody?

Hubert Sobaniec: – To był wrzesień 2023 roku. Na wewnętrznej stronie internetowej naszej firmy Eurovia Polska S.A. dostaliśmy informację, że nasza francuska grupa VINCI została partnerem Igrzysk Olimpijskich w Paryżu i wobec powyższego, sześć osób wybranych z grupy VNICI, która ma ponad 220 tysięcy pracowników na całym świecie, może mieć możliwość niesienia znicza olimpijskiego. Aby zostać uczestnikiem sztafety należało wypełnić zgłoszenie wraz z odpowiedzią na kilka pytań, opisem własnej osoby zaś najważniejszym z nich było opisanie swojego marzenia związanego właśnie z olimpiadą oraz zniczem olimpijskim. Wśród ogromu zgłoszeń wybrano sześciu szczęśliwców, w tym mnie. Szczęśliwiec – tak mogę o sobie mówić.

– Udział w takim wydarzeniu był spełnieniem marzeń? Wahał się pan, czy przyjąć taką propozycję?

– Nie, ani chwili nie wahałem się gdy otrzymałem takie zaproszenie aczkolwiek w pierwszej chwili pomyślałem, że to żart i niemożliwe, aby skromny chłopak z Polski mógł dostąpić takiego zaszczytu. Oczywiście, że udział w Igrzyskach był moim spełnieniem marzenia. Być częścią sztafety to spełnienie marzeń myślę, że dla wielu osób dla których Igrzyska są czymś wyjątkowym. Dla mnie każde Igrzyska są czasem szczególnym. Od młodych lat, uwielbiałem oglądać Igrzyska w telewizji. Gdy tylko czas pozwalał to starałem się oglądać wszystkie występy Polaków. Śledziłem poczynania naszych zawodników oraz wszystkie mecze koszykówki, której jestem wielkim fanem. Od około trzydziestu lat jestem wiernym fanem PGE Spójni Stargard, która gra w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jestem na każdym meczu naszej drużyny i kibicuję ze wszystkich sił. W dniu otwarcia Igrzysk, w mediach społecznościowych PGE Spójni na Facebooku oraz portalu X, pojawił się post przypominający o rozpoczęciu Igrzysk oraz o tym, że lokalny kibic był… członkiem sztafety ze zniczem. To było bardzo miłe i jestem za to wdzięczny bo ten post stał się bardzo popularny. Myślę, że za tym pomysłem stoi nasz „król” marketingu koszykówki w Polsce czyli Kuba Konieczka.

– Kiedy się pan dowiedział, że będzie miał okazję pobiec ze zniczem olimpijskim?

– To było w grudniu 2023 kiedy zadzwonił do mnie mój szef, prezes Eurovia Polska S.A., Nicolas Depret z taką informacją i gratulacjami. Oczywiście, było to dla mnie ogromne zaskoczenie i jednoczesna radość. Przez kilka najbliższych miesięcy byłem zobowiązany trzymać taką informację w tajemnicy, takie procedury Igrzysk. Procedury te były zachowywane od samego początku aż do dnia sztafety. Początkowo nie wiedziałem o dokładnym terminie sztafety, miejscu sztafety, regionie Francji ani nawet o dystansie jaki mam przebiec ze zniczem. Pierwszy raz w życiu brałem udział w czymś tak ogromnym i wielkim wydarzeniu gdzie naszego bezpieczeństwa strzegło kilkuset policjantów.

– Jak długo się pan przygotowywał do biegu ze zniczem olimpijskim? Jak wyglądały treningi do tego wyjątkowego biegu?

– To również ciekawa dla mnie historia. Najpierw, w sierpniu 2023, jeszcze nie wiedząc, że będę niósł znicz, zakupiłem bieżnie, na której zacząłem najpierw powoli biegać. Następnie we wrześniu sprawiłem sobie rowerek stacjonarny na którym jeździłem oglądając w telewizji mecze koszykówki, a to co najmniej dwie godziny jazdy dziennie. Następnie gdy się dowiedziałem o udziale w sztafecie, zacząłem intensyfikować moje treningi. Z treningu na trening zwiększałem dystans i czas. Chciałem być gotowy na min. 5 km biegu w sztafecie, nie wiedząc ile on faktycznie będzie trwał. Próbowałem się dopytywać u organizatora Igrzysk, ale nie otrzymałem takiej informacji, więc intensywność była większa, a przy okazji spadło 10 kg mojej masy. W dniu niesienia znicza na porannej odprawie, gdzie było kilkanaście osób i każda była z Francji, dowiedziałem się, że mój odcinek to… kilkaset metrów. Wybuchłem śmiechem, ale na szczęście nikt z Francuzów nie zrozumiał skąd ten śmiech oraz nikt nie wiedział co tam mówiłem pod nosem. Treningi, przygotowania wyszły mi na dobre, a szczególnie, jeśli chodzi o kwestie zdrowotne.

– Jakie emocje panu towarzyszyły? Nie było tremy podczas biegu?

– Tych emocji nie zapomnę do końca życia. To były wyjątkowe chwile. W dniu sztafety, czyli 29 czerwca w miejscowości Commercy w regionie Meuse, najpierw był stres, później towarzyszyły mi radość, śmiech aż poprzez wzruszenie i łzy szczęścia. To była huśtawka nastrojów, ale dlatego, aby dobrze wypaść, dumnie reprezentować moją firmę, czyli Eurovia Polska S.A. oraz grupę VINCI oraz… nie zgasić ognia. Nie chciałbym zostać pierwszym, który zgasi olimpijski ogień z Olimpu jeszcze przed Igrzyskami. Nie w ten sposób chciałbym się zapisać w annałach sportu i samych Igrzysk. Tremy nie było, ponieważ adrenalina zrobiła swoje, czyli pozwoliła się cieszyć podniosłą chwilą.

– Mógł pan liczyć na doping i wsparcie najbliższych – żona i synowie również wybrali się z panem do Francji. Wzruszył się pan w trakcie przekazywania znicza olimpijskiego?

– Oczywiście, że tak, wzruszenie sięgało zenitu przy odpalaniu ognia od innego uczestnika sztafety jak i przy przekazywaniu ognia dalej. To są chwile, które zostaną ze mną do końca życia i które będę pielęgnował, aby opowiedzieć kiedyś o tym wydarzeniu swoim wnukom. Uważam, że jest się czym chwalić i z czego być dumnym, w końcu nie każdy ma możliwość nieść ogień olimpijski. Wśród 10.000 uczestników tej edycji znicz trzymali w ręce wielcy sportowcy z naszego kraju jak Anita Włodarczyk już pierwszego dnia przypłynięcia ognia do Francji oraz Robert Korzeniowski kilka dni, zaraz po mnie.

– Nie mogło być inaczej, żeby rodzina nie pojawiła się we Francji. 

– Otóż to! Przez cały pobyt byli ze mną moi najbliżsi: żona i moich dwóch synów. Nie wyobrażałem sobie inaczej, aby ich nie było przy mnie w tak ważnej chwili. Byli i są dla mnie wsparciem w trudnych, ale także i w dobrych chwilach. Te chwile były jednymi z najprzyjemniejszych jakie mogłem doświadczyć w moim 42-letnim życiu. Dodatkowo, dzięki mojemu szefowi, prezesowi Depret, udało się spędzić w Paryżu kilka dni. Przedstawiciele grupy VINCI przyjęli mnie bardzo dobrze. Zwiedziliśmy wiele ważnych miejsc i obiektów stolicy Francji, a teraz oglądając w telewizji zmagania sportowców, słyszę od dzieci: „Tato, tu byliśmy, i także tu byliśmy a tu chodziliśmy, tu nas zabrałeś i pokazałeś te miejsca”. Moje dzieci pochłonął Paryż w zupełności, a ja się zakochałem w tym mieście. Najbardziej obawiałem się prowadzenia samochodu po Paryżu zaś już po jednym dniu poznałem kilka niepisanych zasad jazdy i już wiem, że to nie jest wcale taka trudna czynność. Tam kierowcy używają tylko klaksonów i świateł awaryjnych, zaś dla pieszych nie ma czerwonych świateł na przejściach tylko są zielone i… ciemno zielone. Francja to piękny kraj, a Paryż to wspaniałe miasto – chcę tam wrócić.

fot. X