Lewandowski nie pomógł sobie oświadczeniem. „PR-owy bełkot dla naiwnych”
Pozycja, jaką wśród kibiców oraz dziennikarzy wypracował sobie Robert Lewandowski wydawała się nie do zachwiania. Porażka Polski z Węgrami, zaskakująca nieobecność „Lewego” w tym meczu oraz ostatnie oświadczenie kapitana reprezentacji mocno odbijają się teraz jednak na jego wizerunku.
Oświadczenie raczej nie pomogło
Reprezentacja Polski po porażce z Węgrami na finiszu eliminacji do mundialu straciła szansę na rozstawienie w półfinale baraży do mistrzostw oraz trafi teraz na potencjalnie o wiele groźniejszego rywala w kolejnej batalii o Katar.
Polacy byli zdecydowanym faworytem potyczki z Węgrami, więc przegrana wywołała w mediach i wśród kibiców ogromną krytykę pod adresem reprezentacji, trenera Paulo Sousy oraz nieobecnego na boisku kapitana kadry.
Robertowi Lewandowskiemu zarzucono m.in. że poprosił o pominięcie go w składzie i że nie wiedział, podobnie jak nie wiedzieć miała o tym cała drużyna, jak ważny będzie wynik meczu z Węgrami. Kapitan reprezentacji odniósł się do tych informacji w specjalnym oświadczeniu.
– Trener słusznie nie chciał zlekceważyć meczu z Andorą. Wspólnie ustaliliśmy, że zagram w tym spotkaniu i w przypadku wygranej, w meczu z Węgrami szansę dostaną inni zawodnicy. Nigdy nie odmówiłem gry w reprezentacji i tak długo jak zdrowie na to pozwoli, nigdy tego nie zrobię – napisał Robert Lewandowski.
Oświadczenie, które miało załagodzić sytuację, sądząc po licznych głosach ze środowiska dziennikarskiego oraz kibicowskiego, nie spełniło jednak swojej roli.
– Oświadczam, że nie rozumiem tego oświadczenia – napisał na Twitterze Michał Kołodziejczyk, Dyrektor Canal+ Sport.
– Robert Lewandowski zatrudnia sztab ludzi w swoim menedżmencie. Jakim cudem znalazła się w nim ta, która napisała coś takiego oraz jakim cudem nie znalazł się w nim nikt, kto by to zablokował? – dodał Przemysław Langier, dziennikarz Goal.pl, w przeszłości związany z Onetem oraz z „Przeglądem Sportowym”.
– Przeczytałem jeszcze raz, na spokojnie, oświadczenie Roberta Lewandowskiego. I to jednak PR-owy bełkot dla naiwnych jest. Gdy gra co 3 dni w Bundeslidze i Lidze Mistrzów, to organizm pozwala mu strzelać. Ale mecze z Andorą i Węgrami na finiszu eliminacji to było już za dużo – stwierdził Sebastian Staszewski, dziennikarz redakcji sportowej portalu Interia.pl.
Duża skaza na wizerunku
Robert Lewandowski pozostawał do tej pory bożyszczem polskich kibiców oraz dziennikarzy. Ostatnie wydarzenia, biorąc pod uwagę wiele krytycznych komentarzy pod jego adresem z ostatnich dni, zdecydowanie nie wpłynęły dobrze na jego wizerunek.
Pozytywnie nie wpłynęły też na niego informacje, że w trakcie zgrupowania kapitan reprezentacji udał się na urodziny polskiego miliardera i prezesa firmy InPost, Rafała Brzoski. Zostało to wprawdzie uzgodnione z trenerem Paulo Sousą i w przypadku wygranej z Węgrami nie urosłoby zapewne do rangi kontrowersji, ale obrót spraw przyczynił się do tego, że wygląda to teraz bardzo źle.
Kolejna sprawa to informacje, jakoby Robert Lewandowski oraz pozostali kadrowicze nie zdawali sobie sprawy z rangi meczu z Węgrami, przez co rywal mógł zostać nie potraktowany na tyle poważnie, na ile powinien. O tym, że faktycznie mogło tak być świadczy fragment z materiału wideo z kulisów tego spotkania, który ukazał się na oficjalnym kanale PZPN-u w serwisie YouTube.
Robert Lewandowski już po meczu pyta w nim rzecznika związku, Jakuba Kwiatkowskiego, o konsekwencje porażki z Węgrami w kontekście losów Polski w barażach do mundialu. Przysłuchując się ich rozmowie można odnieść wrażenie, że kapitan reprezentacji niekoniecznie zdawał sobie sprawę, jak ważna była wygrana na koniec eliminacji do mistrzostw.
– Rozumiem złość i rozgoryczenie kibiców i jako kapitan mogę ich tylko przeprosić oraz zapewnić, że zrobimy wszystko, aby awansować. Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby pomóc naszej drużynie w awansie – napisał w swoim oświadczeniu Robert Lewandowski. Niezależnie od złożonych deklaracji, kapitan reprezentacji oraz gwiazda Bayernu Monachium musi teraz zmierzyć się z największym kryzysem wizerunkowym w swojej dotychczasowej karierze.
Wkrótce zapewne trochę on przycichnie, ale może rozgorzeć na nowo przy okazji losowania par barażowych w walce o mundial oraz w przypadku braku awansu na mistrzostwa po meczach w przyszłym roku. Wówczas wokół reprezentacji, jej kapitana, trenera Paulo Sousy oraz całego Polskiego Związku Piłki Nożnej z pewnością znów zrobi się gorąco i to niekoniecznie w dobrym znaczeniu tego słowa.